Zobaczyłem ten pocałunek już nic mnie nie obchodziło. Ani
moja przykrywka ani to że ich zabije.
-Ty gnoju!- powiedziałem i zobaczyłem że Sean zemdlał…Jeszcze
lepiej teraz jest bezbronny. Fantastycznie.. pomyślałem.- Cóż chciałem cię
Safiro zabrać po dobroci. Ale skoro chcesz to będzie po złości. –powiedziałem z
diabolicznym uśmiechem. Zbliżając się do niej spokojnie pewnym krokiem.
-Cccoo?! Czym ty do cholery jesteś?!- krzyknęła zdenerwowana.
-Jestem twoim ukochanym Raimundziem- powiedziałem słodkim
udawanym głosikiem. Zmieniłem się w anioła śmierci.
-Cooo.. nie możliwe..- powiedziała jąkając się
-Fuu weź sobie nawet nie wyobrażaj. To seksy ciałko należy
tylko do mnie!- odezwał się ktoś wychodzący z krzaków.. Był to Raimundo. Mój
starszy przyrodni brat.
-Syn marnotrawny się znalazł..- powiedziałem z obrzydzeniem.-
pozdrowienia od mamusi.
-Ta wiedźma może się cmoknąć w dupe. Tak samo jak ty. Niech
zgadnę dostałeś moc którą odrzuciłem a wraz z nią mała część mnie. Ale czego
chcesz od Safiry?- powiedział znudzonym głosem.
-Widzisz to dziecko ma potencjał zniszczenia więc matka jej
chce. Wraz z tym że to będzie dobry sposób zranienia ciebie.- powiedziałem
zadziornie.
-Odwal się od niej! – powiedział groźnie i przybrał postać
anioła.
Rai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz